Potomkowie Noego, którzy przetrwali biblijny potop. Użytkownicy języka, którego nikt nie rozumie nawet w sąsiedniej wiosce. Mieszkańcy terenu, na którym osadnictwo istniało już 5000 lat temu. Przez setki lat odcięci od świata. To właśnie mieszkańcy Xinaliq, samotnej, górskiej wioski na końcu azerskiego świata – jednej z najbardziej osobliwych atrakcji Azerbejdżanu. Zobacz, jak wyglądała moja podróż do Xinaliq i co zastałem wysoko w górach.
Co znajdziesz w artykule?
- opowieść o historii miasta i jej wpływie na współczesny kształt miasta,
- informacje o osobliwościach związanych z Xinaliq – izolacją tego miejsca, posługiwaniu się przez mieszkańców językiem chinalugijskim,
- rozważania o tym, jak ruch turystyczny zmienia miasto,
- informacje praktyczne o Xinaliq – możliwości dojazdu do Xinaliq i zatrzymania się w mieście na noc.
Dlaczego Xinaliq mnie zainteresowało? Co w nim tak wyjątkowego?
Już samo położenie Xinaliq może budzić uzasadnione zainteresowanie wśród osób, które kochają góry. Miasteczko Xinaliq to osada, która ulokowała się setki lat temu na ściętym wierzchołku wzgórza i na jego zboczach.
Najwyżej położone domy z górnej części miasta leżą na wysokości ok. 2350 m n.p.m. co oznacza, że osada jest jedną z najwyżej położonych w Kaukazie (gruzińskie Ushguli leży ok. 250 metrów niżej). Otoczenie miasteczka to trzy- i czterotysięczniki.
Osadnictwo w rejonie tego wzgórza mogło zacząć się nawet 5000 lat temu. Przez zdecydowaną większość tego czasu (tak naprawdę do końcówki XX wieku), ludność Xinaliq żyła w izolacji od reszty świata. Droga do najbliższego miasta – Quby, zajmowała nawet kilka dni pieszej wędrówki.
Przodkowie ludności zamieszkującej Xinaliq (Hinalug) byli jednym z najstarszych plemion Albanii Kaukaskiej – starożytnego państwa, które powstało na tych terenach w IV wieku p.n.e. Historia mieszkańców tych terenów mogła jednak sięgać setki lat wcześniej.
Mieszkańcy Xinaliq uważają się za bezpośrednich potomków Noego. Lokalne legendy głoszą, że część populacji uchroniła się przed zagładą biblijnego potopu i późniejszymi trzęsieniami ziemi na szczycie wzgórza, na którym założyli później wioskę.
Sam Noe miał zginąć z rąk mieszkańców miasta. Jeden z trzech synów Noego – Jafet, dał początek ludom kaukaskim.
Mowa, którą posługują się ludzie w Xinaliq, to według legend oryginalna mowa Noego. I chociaż dowodów na tę tezę nie możemy się spodziewać, w Xinaliq nikt w pochodzenie tej mowy nie wątpi.
Szybkie porady - co zrobić przed wyjazdem do Azerbejdżanu?
1. Znajdź tanie loty korzystając z multiwyszukiwarki Momondo.
2. Zarezerwuj noclegi z wyprzedzeniem, żeby mieć większy wybór.
3. Sprawdź koszty ubezpieczenia podróży i wykup je przed wyjazdem.
4. Skorzystaj z darmowej karty do taniej wymiany walut (dostaniesz 50 zł po 1. transakcji).
5. Kup mapę atrakcji Baku i zwiedzaj stolicę Azerbejdżanu wygodniej.
6. Sprawdź artykuły w kategorii Azerbejdżan, aby znaleźć inspiracje do zwiedzania.
Dlaczego nikt nie rozumie ludności Xinaliq (Hinalug)?
Izolacja Xinaliq to nie tylko izolacja geograficzna. Ludność osady do dzisiaj posługuje się językiem chinalugijskim, którego nie rozumieją nawet mieszkańcy najbliższych wiosek w otoczeniu miasteczka.
Symboliczne zejście ludności z gór do miast, po budowie przystępnej drogi do Quby i upowszechnieniu się transportu samochodowego, było dla mieszkańców niemałym szokiem kulturowym. Pomimo zamieszkiwania w jednym kraju, ludzie z Xinaliq nie rozumieli języka azerskiego, chociaż odnajdywano w nich jednak nawzajem pewne analogie.
Język chinalugijski był językiem mówionym, dla którego przez setki lat nie spisano alfabetu.
Tego wyzwania podjęli się dopiero w XXI w. naukowcy z Moskwy przy współpracy z nauczycielami szkoły w Xinaliq. Udało im się wspólnie wypracować zapis języka przy użyciu alfabetu łacińskiego. Kilka lat później jego poprawioną wersję opracowali uczeni z uniwersytetu we Frankfurcie.
Język chinalugijski składa się z 76 liter, wśród których jest aż 28 samogłosek (polski alfabet ma tylko 32 litery i 9 samogłosek). Wymowa języka jest różna nawet w obrębie Xinaliq (Hinalug). Nieco inaczej mówi się w górnej, środkowej i dolnej części miasta.
Współcześnie większość mieszkańców mówi po azersku i rosyjsku, a dzieci uczą się również języka angielskiego. Liczba użytkowników chinalugijskiego stale maleje.
Nie jest to jednak język martwy – kierowca i jego towarzysz, którzy wieźli nas do wioski z Quby, przez całą drogę rozmawiali ze sobą właśnie po chinalugijsku. Uczniowie szkoły, która działa w Xinaliq, mają w swoim planie zajęć obowiązkowe lekcje z języka chinalugijskiego.
Jak dojechać do Xinaliq (Hinalug)? Podróż z Baku do Xinaliq
Bazą wypadową do Xinaliq jest położone w północno-wschodniej części kraju miasto Quba. Pierwszym etapem podróży będzie więc dla większości turystów przejazd do Quby z Baku – stolicy Azerbejdżanu i bazy wypadowej do wycieczek po kraju.
Sprawdź artykuł: Co warto zobaczyć w Azerbejdżanie? Lista 6 najciekawszych atrakcji
Atrakcje Azerbejdżanu są w taki sposób rozłożone po kraju, że Baku dla wielu punktów jest naturalnym punktem wypadowym. Po kraju podróżowaliśmy promieniście – wyjeżdżając ze stolicy na wycieczki i wracając do niej później.
Przejazd z Baku do Quby
Trasę obsługują regularnie kursujące marszrutki. Odjeżdżają z głównego dworca autobusowego w Baku (lokalizacja: 40.41770241, 49.79952982), do którego można dojechać z centrum miasta pociągami metra (z jedną przesiadką z zielonej na fioletową linię metra na stacji Memar Әcәmi).
Sprawdź artykuł: Atrakcje Baku – co warto zobaczyć w stolicy Azerbejdżanu?
Podróż zajmuje ok. 3 godziny i kosztuje 4 AZN (10 zł). Bilety trzeba kupić w kasach biletowych, które znajdziesz niedaleko stanowisk odjazdu marszrutek. Pierwszy kurs wyjeżdża z Baku ok. 8:00.
Główny dworzec autobusowy w Baku pozostał dla mnie nieodgadnioną konstrukcją.
To kilkupiętrowy gmach, w którym łatwo stracić orientację nawet osobom, które sprawnie radzą sobie w nawigacji. Odpowiednie stanowisko znalazłem tylko dlatego, że ślepo szedłem za tłumem wychodzącym ze stacji metra. Przyjedź na dworzec przynajmniej 30 min przed odjazdem Twojego busa – tak dla własnego komfortu.
Marszrutki z Baku kończą podróż na dworcu autobusowym we wschodniej części Quby (lokalizacja: 41.3714419, 48.55311509). Jeśli chcesz jechać do Xinaliq, nie dojeżdżaj na sam dworzec.
Wysiądź z marszrutki chwilę wcześniej, przy parku Heydər Parkı (lokalizacja: 41.36504352, 48.556925659. Zazwyczaj wysiada tam sporo pasażerów. Poproś taksówkarzy o kurs do miejsca, gdzie czekają auta jadące do Xinaliq (wystarczy, że powiesz do kierowcy hasło “Xinaliq”).
Pierwsza cena za ten krótki kurs będzie pewnie oscylować w granicy 5 AZN (12 zł), ale powiedz, że zapłacisz maksymalnie 2 AZN (5 zł).
Przejazd z Quby do Xinaliq
Kierowca taksówki zabierze Cię na ulicę Tofiq Əhmədov, z której odjeżdżają samochody do Xinaliq (Hinalug). W sezonie turystycznym samochodów będzie co najmniej kilka, ale poza nim również powinieneś bez problemu znaleźć podwózkę.
Mieszkańcy górskiego miasteczka przyjeżdżają do Quby na zakupy i po to, aby sprzedać swoje wyroby (zazwyczaj nabiał). W drodze powrotnej zabierają ze sobą turystów.
W dniu, w którym byliśmy w Qubie, pierwsze samochody do Xinaliq odjeżdżały między 12 a 13. Twardo targuj cenę za przejazd. Pierwsza propozycja, którą usłyszeliśmy, to 60 AZN (150 zł) za dwie osoby.
Nasłuchasz się wtedy o psujących się, kosztownych w utrzymaniu samochodach i drogim paliwie (które jest tak naprawdę tanie – kosztowało 0,9 AZN, czyli 2,2 zł za litr).
Twardo upieraj się, że cena jest niedorzeczna.
Jeśli nie znasz rosyjskiego – wystarczy mówić głośno i z oburzeniem “darogo!“. Mi udało się zejść ostatecznie do 35 AZN (85 zł), chociaż po fakcie wydaje mi się, że cena 25 AZN (60 zł) za dwie osoby też byłaby w końcu zaakceptowana przez kierowcę.
Zanim Łada Niva 4×4 wyruszyła w swoją wspinaczkę do Xinaliq, załadowaliśmy na dach worki z zakupami. Kierowca zatrzymywał się jeszcze w kilku punktach Quby – między innymi w sklepie spożywczym, gdzie kupiliśmy chleb, banany i (zgodnie z rekomendacją kierowcy i na jego wzór), zapas… wódki.
Przeszło mi wtedy przez głowę, że uśmieszki kierowcy nie są bez znaczenia, ale pozostawało nam tylko mu zaufać i mieć nadzieję, że to rozsądny człowiek. Nadzieja matką głupich. Ani on rozsądny, ani uczciwy.
Droga z Quby do Xinaliq
Xinaliq było odizolowane od świata aż do 1968 r., gdy powstała wreszcie trudna, ale możliwa do przejechania autem terenowym, szutrowa droga.
W 1988 r. wybudowano nową drogę o zmienionym, łatwiejszym przebiegu. Niewystarczające utrzymanie i trudne warunki terenowe spowodowały, że trasa z roku na rok coraz bardziej się degradowała i było coraz trudniejsza do przejechania.
Epokowym wydarzeniem dla mieszkańców górskiego miasta była zapowiedziana na 2006 r. wizyta prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa.
Z tej okazji rozpoczął się szeroko zakrojony remont trasy. Obejmował położenie asfaltowej nawierzchni na całej trasie oraz budowę i remont wielu mostów i wiaduktów.
Natura wkracza stale w przebieg drogi, utrudniając lub uniemożliwiając przejazd z powodu osuwisk skalnych. Wzdłuż drogi rozmieszczono ekipy drogowców, które dbają o bieżące utrzymanie trasy i zachowanie przejezdności. Nowa droga jest zazwyczaj przejezdna przez cały rok. Dawniej Xinaliq (Hinalug) było odcinane od świata w czasie zimy.
Wyświetl ten post na Instagramie.Post udostępniony przez Travel blog ???? Bartek Dziwak (@bartekwpodrozypl)
Przejazd 57 kilometrów z Quby do Xinaliq zajmuje latem mniej niż 2 godziny. Czas jazdy zimą wzrasta do ponad 3 godzin.
Trasa jest trudna, ale w odróżnieniu do przejazdu z Mestii do Ushguli w Gruzji, sprawia wrażenie takiej, którą latem można przejechać zwykłym samochodem.
Do Xinaliq jedziemy z kilkoma przerwami. Kierowca zatrzymuje się najpierw na 30-minutowe picie herbaty w przydrożnym barze, co w dość chłodnym styczniu bardzo mi odpowiada.
Natalka już w Baku zaczyna być mocno przeziębiona, więc zostaje w samochodzie. Na jej nieszczęście kierowca odnotowuje, że została tam z powodu złego samopoczucia.
W jego doświadczonej przez służbę w radzieckim wojsku głowie rodzi się pomysł, że Natalkę trzeba będzie wyleczyć w tradycyjny, górski sposób.
Domyślasz się już w jaki?
Zatrzymujemy się kilkadziesiąt minut przed Xinaliq raz jeszcze. Teren latem służy jako miejsce do pikników i odpoczynku dla kierowców. Zimą działa na pół gwizdka, ale nasz kierowca dostrzega krzątającego się pracownika obiektu.
Zaczynamy niewielką biesiadę. Na stół trafia chleb, dość podrzędna kiełbasa, herbata i… litr wódki.
Kierowcy nie przeszkadza, że przed nim jeszcze dość trudny etap trasy, a tylko on potrafi prowadzić bordowy cud radzieckiej techniki.
Litr wódki znika w zaskakującym tempie – z czego kierowca wlewa w siebie coś między 350 a 400 ml.
Sytuacja była bez wyjścia, bo był on naszą jedyną nadzieją na dojechanie do Xinaliq. Było zresztą widać, że zakrapiany postój na trasie to dla niego chleb powszedni.
Natalka otrzymała swoją porcję lekarstwa na przeziębienie. Gospodarz biesiady zapewnił, że na świecie nie istnieje specyfik lepiej leczący takie choroby, jak stakan wodki. Na drugi dzień Natalka była jeszcze bardziej chora.
W takich przypadkach ubezpieczenie turystyczne jest więcej niż potrzebne.
Z wrodzonego poczucia odpowiedzialności, wziąłem na siebie pozbycie się reszty trunku. Nie chciałem przecież, żeby kierowca wypił więcej. Podróże wymagają poświęceń.
Jak żyje się w Xinaliq? Warunki życia w górskiej osadzie
Społeczność Xinaliq żyła przez setki lat w zamkniętym ekosystemie. Jesteśmy współcześnie świadkami otwierania się miejscowości na świat, co jest z jednej strony zupełnie naturalnie i sprawia, że codzienność w miasteczku staje się prostsza, z drugiej jednak odbiera Xinaliq to, co uczyniło to miejsce wyjątkowym.
Zamknięta społeczność podzielona była na kilka rodzin, między którymi zawiązywano małżeństwa. Nie będzie więc chyba dużym nadużyciem jeśli powiem, że wszyscy rdzenni mieszkańcy miasteczka są ze sobą bliżej lub dalej spokrewnieni.
Jeszcze na początku wieku w Xinaliq zamieszkiwało ok. 2000 osób, ale liczba ta z roku na rok spada. Dla młodych osób życie w miasteczku to wyrok, przed którym starają się uciekać. Brak perspektyw widać tu na każdym kroku.
370 gospodarstw domowych, jakich doliczono się w Xinaliq w 2011 r., zamieszkują osoby trudniące się w większości hodowlą zwierząt, uprawą niewielkich rozmiarów poletek ziemi i wytwarzaniem żywności pochodzenia odzwierzęcego – serów, śmietany, twarogów.
Istnieje jeszcze druga grupa mieszkańców Xinaliq, która żyje dzięki państwowym posadom. Sporo osób pracuje w lokalnej szkole jako nauczyciele (jeśli wierzyć azerskiej Wikipedii – ok. 100 osób), 4 osoby pracują w “służbie zdrowia” (nie ma tam jednak szpitala czy przychodni), a 3 osoby na poczcie.
W azerskiej budżetówce pracuje ok. 30% dorosłej ludności Xinaliq – pozostałe 70% zajmuje się hodowlą.
Kobiety z Xinaliq są bardzo słabo wykształcone i większość życia spędzają w wiosce. Zajmują się domem i produkują nabiał, który mężczyźni sprzedają później na targach w Qubie. W Xinaliq w 2011 r. nie było ani jednej kobiety ze średnim lub wyższym wykształceniem.
W miasteczku nadal kultywuje się tradycję koczowniczego wypasu zwierząt. Na 7-miesięczną, zimową przerwę, z górskich łąk wracają mieszkańcy aż 200 gospodarstw. W 2011 r. do mieszkańców miasteczka należało aż 50 000 owiec.
Ludzie z Xinaliq to sunniccy muzułmanie, ale poprzez kult ognia w ich wierze widać również elementy pogańskie. W miasteczku znajdziesz kilka kameralnych, pozbawionych minaretów meczetów.
Podczas spaceru po Xinaliq będzie Ci towarzyszył całkiem swojski aromat krowiego łajna. Krowi nawóz jest podstawowym surowcem opałowym, suszy się go więc na każdym kroku.
I chociaż życie to sztuka adaptacji, nie mogłem przemóc się i dosiąść się do bawiących się na dróżce dzieci. Zamiast na ziemi, siedziały właśnie na porcjach nieźle wysuszonych już krowich odchodów.
Szliśmy wtedy do działającego od 2001 r. Muzeum Historycznego i Etnograficznego i chociaż znaliśmy drogę, daliśmy się poprowadzić na miejsce młodemu chłopakowi. Był miły, uśmiechał się, a na koniec… skasował od nas 1 AZN (2,5 zł) za usługę.
Stan sanitarny jest w Xinaliq zdecydowanie poniżej przeciętnej, ale trudno spodziewać się cudów w miejscowości położonej w odosobnieniu, 2350 metrów powyżej poziomu morza.
Pierwsze źródło bieżącej wody doprowadzono do miasta dopiero w 1956 r., a w 2007 r. zastąpiono je nowym rurociągiem. Instalacje są podatne na działanie dużego mrozu i na kilka miesięcy zamarzają.
W budynkach nie ma kanalizacji. “Królowie chadzają piechotą” do zewnętrznych wychodków. Brak kanalizacji i odpływu wody opadowej kiepsko działa na konstrukcje domów – często aż trzy z czterech ścian są wilgotne.
Prąd elektryczny pojawił się w mieście dopiero w 1963 r., gdy zaczęto korzystać z agregatów napędzanych silnikami Diesla. Linię stałego zasilania Xinaliq ma dopiero od 52 lat.
Ciekawym rozwiązaniem w budowie domów w górnym Xinaliq jest dwufunkcyjność dachów. W wielu przypadkach zadaszenie dolnego budynku jest jednocześnie tarasem dla budynku położonego wyżej.
Kamienne dawniej dachy pokrywa się współcześnie blachą, która wygląda źle, ale pomaga mieszańcom w lepszej izolacji wnętrza domu.
Turystyka w Xinaliq
Budowa przystępnej drogi prowadzącej do Xinaliq przyniosła dużą ulgę dla stałych mieszkańców miasteczka. Ułatwiły się nie tylko dostawy towarów, ale do osady coraz liczniej zaczęli zjeżdżać turyści z całego świata.
Sam przecież pojechałem tam po to, aby przez chwilę podejrzeć życie chinalugijskich rodzin i przekonać się, jak wygląda codzienność z dala od cywilizacji.
Na początku XXI w. liczba turystów odwiedzających miasteczko nie przekraczała rocznie 1000 osób. Współcześnie wzrosła kilkukrotnie.
Integralność historyczna wioski zaburza się coraz mocniej. Xinaliq nie jest skansenem i nie mieszkają w niej statyści, tylko zwykli ludzie. Trudno się dziwić, że próbują oni poprawiać warunki swojego życia.
W krajobrazie pojawiły się maszty telefonii komórkowej i linie komunikacyjne. Właściciele domów chwalą się turystom dostępem do internetu.
My zdecydowaliśmy się zostać w Xinaliq na noc i skorzystać z noclegu u jednego z mieszkańców Xinaliq. Z własnej głupoty (głównie mojej) zmieniliśmy w ostatniej chwili miejsce do spania i daliśmy się oszukać.
Niektórzy mieszkańcy Xinaliq nie wytrzymali zderzenia z gotówką, którą przywożą ze sobą turyści z całego świata.
Wiozący nas kierowca, robiący na początku bardzo dobre wrażenie, przez całą drogą próbował namówić nas na rezygnację z noclegu znalezionego w internecie i spędzenie nocy u niego.
Oczarowany przygodą, nie filtrowałem jego argumentów i większość przyjmowałem jako znak dużej życzliwości w stosunku do nas. Kierowca chwalił swój dom jako ciepły i czysty, co biorąc pod uwagę przeziębioną Natalkę brzmiało jak bardzo dobry pomysł na spędzenie nocy.
Ostatecznie pojechaliśmy jednak do domu kierowcy, w którym mieliśmy spędzić noc, zjeść śniadanie i pojechać do Quby za z góry ustaloną stawkę. Pani domu nie można było odmówić gościnności, a Panu domu – oszukiwania nas na każdym kroku.
Wygodne łóżko, które zachwalał kierowca, okazało się materacem leżącym na podłodze w rogu pokoju. To chinalijski standard, o którym wiedzieliśmy i który zupełnie nam nie przeszkadzał, ale był to pierwszy sygnał, że kierowca traktuje nas wyłącznie jako worek z pieniędzmi i nie jest z nami szczery.
Grube kołdry pozwoliły nam przeżyć prawdopodobnie najzimniejszą noc naszego życia w dobrej kondycji. “Ciepły, dobrze wygrzany dom” z opowieści kierowcy sprowadził się do chińskiej farelki, której jedynym skutkiem grzania było to, że sama nie zamarzła.
Wiedzieliśmy, że jest styczeń i w górach w nocy będzie bardzo zimno. Spodziewaliśmy się, że domy w Xinaliq nie są świetnie wygrzane. Jeśli jednak lokalny mieszkaniec przez 3 godziny tłucze ci do głowy, że jego dom jest wyjątkowy, to w końcu zaczynasz w to wierzyć i… wyciągasz portfel.
Dotknęło mnie przede wszystkim to, z jaką łatwością kierowca oszukiwał nas na temat warunków w zarezerwowanym przez nas wcześniej ecotourism. Wystarczyło kilka manatów przed oczami, aby ideały o jedności i braterstwie społeczności Xinaliq legły w gruzach w mojej głowie.
Wrażenie z pobytu u gospodarza poprawiała pani domu. Zadbała o nasze żołądki serwując dużo lokalnych pyszności i skrajnie słodką herbatę z domową konfiturą.
W trzyizbowym domu (licząc również nasz pokój) mieszkało 7 osób. Poza kierowcą i jego żoną, we wspólnym pokoju spał również syn z żoną i trójka małych dzieci – wnuków pana domu. Przygotowywaniem posiłków dla nas zajmowały się wyłącznie kobiety. Kierowca w tym czasie usiłował zabawiać nas rozmową.
Czara goryczy przelała się rano, gdy zgodnie z obietnicą mieliśmy być odwiezieni do Quby.
Cena była już dawno ustalona, ale kierowca podjął ostatnią próbę wyciśnięcia nas jak cytryny. Wiedząc, że musimy szybko dojechać tego dnia do Baku i nie mamy większej alternatywy na transport w śpiącym jeszcze Xinaliq, podniósł cenę o kilkadziesiąt procent.
Dobrze pamiętam swoją reakcję. Powiedziałem mu, że jest oszustem (po rosyjsku to obmanszchik, a ja skądś przypomniałem sobie to słowo) i że idziemy do górnego Xinaliq w poszukiwaniu nowego kierowcy.
Perspektywa utraty 35 manatów oczywiście zadziałała na niego stymulująco, bo po kilku sekundach okazało się, że “tylko żartował i już idzie szykować samochód”.
Moje zderzenie z Azerbejdżanem było pełne sytuacji, w których czułem się jak worek pełen pieniędzy. Zdaję sobie sprawę, że trafiłem pechowo, bo wielu czytelników pisało mi o świetnych wspomnieniach z tej części Kaukazu. Gdy dotrzesz już do Xinaliq, zweryfikuj koniecznie moje poglądy. Podróżujemy przecież po to, żeby uczyć się świata.
Jak dowiedziałeś się o Xinaliq? Przeszło Ci przez głowę, żeby pojechać w tamte strony? Życzę Ci dobrej przygody wysoko w azerskich górach. Opowiedz mi w komentarzach, czy miałeś podobne do mnie odczucia o podejściu Azerów do turystów.